Wycieczka krajoznawcza na Roztocze
Roztocze Wschodnie to „lokalna egzotyka”. Południowo wschodni kraniec Lubelszczyzny „przytulony” do polsko – ukraińskiej granicy, wciąż jeszcze pełen krajoznawczych niespodzianek. Kiedy zatem zapadła decyzja, że tradycyjny jesienny wyjazd lubelskiego Koła Przewodników PTTK zawiedzie nas właśnie tam – nie było problemu z zapełnieniem autokaru.
Wycieczka odbyła się 7 października. Wyruszyliśmy tradycyjnie z lubelskiego Placu Zamkowego. Pierwszym krajoznawczym przystankiem był Tomaszów Lubelski, gdzie zwiedziliśmy „perłę drewnianej architektury baroku w Polsce” – modrzewiową świątynię pw. Najświętszej Marii Panny, powstałą w latach 1627 – 29 z fundacji Tomasza Zamoyskiego – II ordynata. Spośród elementów bogatego wyposażenia kościoła szczególną uwagę zwraca pochodzący z połowy XVII wieku obraz Matki Boskiej Szkaplerznej z Dzieciątkiem.
Drewniana architektura sakralna towarzyszyła nam przez cały niemal wyjazd. Roztocze Wschodnie to wszak kraina drewnianych cerkiewek, nierzadko do złudzenia przypominających te bieszczadzkie. Można było przekonać się o tym już w nieodległym Bełżcu, gdzie zwiedzenie dawnej grekokatolickiej cerkwi pw. Św. Bazylego stanowiło drugi punkt programu. Dalej był już Narol – wraz z monumentalnym późnobarokowym pałacem wzniesionym przez hrabiego Antoniego Feliksa Łosia. Budowla ta, o niezwykle burzliwej historii, została ostatecznie spalona w roku 1945 podczas obławy NKWD na partyzantów Armii Krajowej z V kompanii „Narol”. Przez około pół wieku narolski pałac stał opuszczony. Jego obecni właściciele powołując fundację „Pro Academia Narolense” starają się odrestaurować zabytek i stworzyć w nim szkołę muzyczną, która w założeniu miałaby kształcić utalentowanych młodych ludzi z Europy Środkowej i Wschodniej. Zwiedzając dawny pałac Łosiów warto o tym pamiętać i w rewanżu za umożliwienie zwiedzenia zostawić swoją „cegiełkę” – czemu i uczestnicy wycieczki uczynili zadość.
Najbardziej niezwykła atrakcja była jednak przed nami. Po opuszczeniu Narola skierowaliśmy się już w samo serce „najdzikszej” części Roztocza. Pojazd zatrzymał się nieopodal wsi Huta Złomy, gdzie czekał nas krótki spacer fragmentem turystycznego niebieskiego Szlaku Centralnego. Już samo piesze przejście przez kolorowy jesienny las, mający w dużej mierze charakter buczyny karpackiej, stanowił atrakcję, smaczku dodawały tzw. „bruśniaczki” – kamienne krucyfiksy pochodzące ze znanego historycznego ośrodka kamieniarskiego w Bruśnie Starym – jednej z wsi, po której zachowała się jedynie nazwa na mapie i cmentarz. Jednak najciekawsze czekało na nas w głębi buczyny. Dotarliśmy do swoistej dla terenu Roztocza Wschodniego pamiątki z lat II wojny światowej – olbrzymiego betonowego bunkra, będącego fragmentem pasa umocnień, zwanego Linią Mołotowa. Liczne betonowe schrony bojowe miały w założeniu bronić granic Związku Radzieckiego przed inwazją niemiecką. Jeden z nich w całej swej okazałości mieliśmy przed oczami. Odważniejsi zajrzeli nawet do środka…
Przejazd autokarem do Werchraty to kolejna możliwość podziwiania roztoczańskiej puszczy w jesiennej szacie. Po drodze uważniejsi obserwatorzy dostrzegli przez szyby pojazdu kolejną drewnianą perełkę – cerkiew w Woli Wielkiej. W samej Werchracie czekała na nas kolejna – tym razem murowana świątynia o rodowodzie związanym z chrześcijaństwem obrządku wschodniego – dawna greckokatolicka cerkiew św. Jerzego z 1910 roku, obecnie kościół rzymskokatolicki. Tu też po raz pierwszy zetknęliśmy się z postacią św. Brata Alberta.
Z Werchraty niedaleko już do roztoczańskiego uzdrowiska – Horyńca Zdroju – miejscowości, której udokumentowana historia sięga XV wieku. Spośród licznych właścicieli Horyńca Telefusowie byli fundatorami barokowego franciszkańskiego kościoła i klasztoru – ukończonego w czasach Stadnickich (1757 r.). Od tego też obiektu rozpoczęliśmy krótką wizytę w uzdrowisku. Obejrzeliśmy również jeden z obiektów sanatoryjnych – dawny pałac Ponińskich. Nie sposób było pominąć przy tej okazji Radruża – słynnego z jednej z najcenniejszych w skali Polski pereł drewnianej architektury – cerkwi grekokatolickiej pw. św. Paraskewy.
Po tak bogatym krajoznawczym programie zagościliśmy w podhorynieckiej Świdnicy, gdzie w gospodarstwie agroturystycznym pana Marka Wiśniewskiego (jednego z autorów pionierskiego przewodnika po Roztoczu Wschodnim) odbyła się tradycyjna turystyczna biesiada z pieczonymi kiełbaskami. I to był ostatni akcent niezwykle udanej wycieczki.
Szczególne podziękowania należą się koledze Jerzemu Mleczkowi, który dołożył wszelkich starań, aby nasza autokarowa wyprawa była z jednej strony bogata w krajoznawcze smaczki, z drugiej – przebiegała bez najmniejszych zakłóceń. Oby takich terenowych wyjazdów jak najwięcej!
Marcin Turski
W Galerii prezentujemy dokumentację fotograficzną z wyjazdu.