Wycieczka na Roztocze
W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie I Szczebrzeszyn z tego słynie Wół go pyta: panie chrząszczu, Po co pan tak brzęczy w gąszczu? - Jak to – po co? To jest praca, Każda praca się opłaca. - A cóż za to pan dostaje? - Też pytanie! Wszystkie gaje, Wszystkie trzciny po wsze czasy, Łąki, pola oraz lasy, Nawet rzeczki, nawet zdroje, Wszystko to jest właśnie moje (…) |
W dniu 6 października 2018 roku członkowie Koła Przewodników PTTK w Lublinie, Nałęczowie i Puław najwyraźniej pozazdrościli chrząszczowi nieprzebranych bogactw wymienionych w wierszu Jana Brzechwy. Bo czyż „łąki, pola oraz lasy, nawet rzeczki, nawet zdroje” nie są esencją Roztocza? Nic zatem dziwnego, że tradycyjnie z lubelskiego Placu Zamkowego wyruszyliśmy rano autokarem ku zachodniemu i środkowemu Roztoczu. I tak się złożyło, że pierwszym przystankiem na trasie był rozsławiony dzięki dziecięcej poezji Szczebrzeszyn. A na szczebrzeszyńskim rynku – pomnik chrząszcza jako znak rozpoznawczy miasteczka. Jeden z dwóch pomników upamiętniających brzmiącego zapewne w nadwieprzańskiej trzcinie owada. Ten w rynku (oficjalna nazwa – Plac Tadeusza Kościuszki) przyciąga uwagę licznych turystów od 2011 roku. Jest jeszcze drugi – nad źródełkiem, nieopodal ordynackiego Wielkiego Młyna Wodnego.
Nie samym chrząszczem Szczebrzeszyn słynie. To czternastowieczne miasteczko jest również świadectwem wielokulturowości. Wystarczy stanąć „pod chrząszczem” na rynku – a w zasięgu wzroku mamy dwie świątynie rzymskokatolickie, prawosławną cerkiew i synagogę. Zwiedzanie miejscowości zaczęliśmy od krótkiej wizyty w ostatniej z wymienionych świątyń. Potem przeszliśmy do nieodległej cerkwi pw. Zaśnięcia Matki Bożej, której główny korpus powstał w II połowie XVI wieku i do dziś kryje w swoim wnętrzu ruską polichromię z około 1620 roku. Wizyta w pofranciszkańskim kościele św. Katarzyny, którego fundatorami byli II ordynat na Zamościu Tomasz Zamoyski i jego żona Katarzyna, dopełniły obrazu całości religijnej mapy dawnego Szczebrzeszyna.
Kolejny odcinek autokarowej podróży to dolina rzeki Wieprz, będąca hydrograficzną „osią” Roztocza. Trasa zawiodła nas do Zwierzyńca. Początkowo skierowaliśmy się do wsi Sochy, położonej u stóp Bukowej Góry. Tu zderzenie estetyki najwyższych lotów: panoramy Roztocza ze szczytu Bukowej Góry z najtragiczniejszymi kartami historii. Tu bowiem miała miejsce jedna z najkrwawszych pacyfikacji, którą Niemcy przeprowadzili w dniu 1.VI.1943 roku. Smutną pamiątką jest cmentarz wojenny z mogiłami pomordowanych i uniwersalnym przesłaniem znajdującym się na bramie – NIE ZABIJAJ.
Powrót do Zwierzyńca. To piękne miasteczko zlokalizowane nad Wieprzem, po przeciwnej stronie Bukowej Góry, jest z jednej strony wspaniałym miejscem dla relaksu, z drugiej – pełnym pamiątek nie tylko po kolejnych ordynatach z rodziny Zamoyskich. Tu, w wodach i kanałach „Zwierzyńczyka” odnajdziemy ślad ręki III ordynatowej, którą była Maria Kazimiera de La Grange, margrabianka d`Arquein, późniejsza królowa Marysieńka. To właśnie ona, jeszcze jako żona Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, zniecierpliwiona i rozżalona z powodu częstej rozłąki z mężem, stworzyła wspaniałą rezydencję z jeszcze wspanialszym parkiem, który w ostatnich latach odzyskuje dawny blask. Tu rodziła się miłość zaniedbywanej małżonki do konkurenta – którym był przyszły król – zwycięzca spod Wiednia 1683.
Jedna z wysp na rozległym stawie, powstałym jeszcze „w czasach Marysieńki” poprzez spiętrzenie potoku Świerszcz, to z kolei miejsce wystawienia zachowanej do dziś świątyni pw. św. Jana Nepomucena, „kościółka na wodzie” wzniesionego z inicjatywy VII ordynata – Tomasza Antoniego Zamoyskiego. Intencja była dziękczynna, podyktowana smutnymi doświadczeniami życiowymi. Oto pierwsza żona ordynata umiera krótko po porodzie, a w niedługim czasie także jego syn. Kolejne małżeństwo – z Teresą Anielą Michowską herbu Rawicz – daje Tomaszowi Antoniemu kolejnego, jedynego potomka. A „kościół na wodzie” – fundowany przez oboje małżonków – to podziękowanie Opatrzności za jedynego spadkobiercę.
Zwierzyniecka rezydencja była też świadkiem krótkich, ulotnych chwil szczęścia jakich zaznał starszy syn Andrzeja Zamoyskiego i Konstancji z Czartoryskich – Aleksander, XI ordynat, z wybranką swego serca Marią z Granowskich. Miłość burzliwa – młody hrabia musiał wpierw rozwieźć piękną księżnę z jej mężem Adamem Chreptowiczem, synem litewskiego kanclerza. Dopiął swego, zaś idylla ordynata i pięknej Marii trwała rok. Zakończyła się niestety tragicznie – drobny zabieg chirurgiczny okazał się zgubny w skutkach i zakończył życie arystokraty. A młoda wdowa uzyskała prawo dożywotniego użytkowania majątku w Kozłówce – którą Aleksander Zamoyski przed śmiercią zdążył zakupić, wiążąc tym samym historię dwóch przeciwległych krańców Lubelszczyzny.
Te wyjątki z historii przeplatane wyjątkową urodą tutejszego pejzażu uzmysłowiły nam, jak niezwykłe miejsca odwiedziliśmy.
Ale to nie koniec, bo po krótkiej przerwie udaliśmy się do Krasnobrodu – uzdrowiskowej miejscowości słynącej z XVII-wiecznej kapliczki „na wodzie”, stojącej w miejscu, w którym mieszkańcowi pobliskiej Szarej Woli – Jakubowi Ruszczykowi – objawiła się Matka Boska. Letnie upały sprawiły, że określenie „na wodzie” jest nieco na wyrost – bijące z wapiennych skał źródełko ostatnimi czasy okresowo zanika.
Nie mogliśmy też ominąć dawnej dominikańskiej świątyni i klasztoru – kolejnego przykładu barokowego budownictwa sakralnego na naszej trasie. Ostatnim punktem pobytu w Krasnobrodzie była wędrówka po przepięknym jodłowo – bukowym lesie, będącym rezerwatem przyrody i stanowiącym oprawę dla kapliczki świętego Rocha.
Rezerwatem przyrodniczym o oficjalnej nazwie „Nad Tanwią” są też słynne „szumy” – seria 24 niezbyt wysokich acz malowniczych wodospadów, uznawanych za jedną z głównych atrakcji Roztocza. „Szumy” są upamiętnione w śpiewanej podczas podróży turystycznej piosenki „Pójdę nad Tanew głęboką nocą…”. Nie mogło oczywiście zabraknąć tradycyjnej biesiady, która odbyła się „U Gargamela”. Warto nadmienić iż właściciel gospody od ponad 20 lat gości turystów, odwiedzających roztoczańskie lasy i podziwiających kaskady wodne jednej z najpiękniejszych polskich rzek.
Nie może też zabraknąć podziękowań! Należą się one koledze Jerzemu Mleczkowi, który po raz kolejny poprowadził nas zawiłymi roztoczańskimi drogami. Ale też wszystkim Koleżankom i Kolegom, zwłaszcza przewodnikom z Puław i Nałęczowa, którzy umilali nam drogę powrotną do Lublina turystycznymi piosenkami, wydobytymi z mroków zapomnienia. One najlepiej świadczyły o charakterze i atmosferze naszego spotkania!